„(…) sukces przychodził tylko wtedy, kiedy okupiło się go odpowiednią liczbą poświęceń”.
Niedawno
przeczytałam debiutancką powieść Pauliny Świst Prokurator.
Z tego, co zauważyłam, książka wywołała przeróżne emocje
wśród czytelników, od tych pozytywnych, przez średnie, aż po
negatywne. Mnie się osobiście książka podobała i spędziłam z
nią miło czas. Dlatego, jak tylko dostałam możliwość
przeczytania Komisarza, nie wahałam się ani chwili.
Radosław
Wyrwa pracuje pod przykrywką i chcąc rozpracować zorganizowaną
grupę przestępczą, inwigiluje pewnego znanego biznesmena. Chcąc
zbliżyć się do niego, posługuje się jego córką – zaczyna się
z nią spotykać, udaje biznesmena i amanta, który niemal każdego
dnia obdarowuje swoją wybrankę kwiatami. Bajka nie trwa długo, bo
już wkrótce Zuzanna Kadziewicz dowiaduje się całej prawdy. Jej
ojciec postanawia współpracować z prokuratorem Zimnickim, ale pod
warunkiem, że ten przydzieli ochronę jego jedynej córce. Tak też
się dzieje i Wyrwa z namiętnego kochanka przeistacza się w zimnego
policjanta, który ma na celu jedynie do wykonania swoje „zadanie”.
Co
mogę napisać o tytułowym komisarzu? Otóż Radosław Wyrwa moim
zdaniem jest większym skur*** od pana prokuratora Zimnickiego. Co
niektórym może się nie spodobać, biorąc pod uwagę krytykę
postaci tego drugiego w poprzedniej części. Mnie to nie
przeszkadzało, a wręcz przeciwnie, bo lubię w książkach postaci
charakterne. Uważam też, że autorka przedstawiła bardzo
rzeczywisty profil głównego bohatera. Bo umówmy się, ale mało
który mężczyzna stąpający po naszej planecie jest ideałem.
Każdy ma jakieś wady, a Wyrwa ma ich nawet sporo.
W
książce pojawiają się nowe postaci, które być może będą
występować w kolejnych tomach serii. Główną bohaterką zaraz po
Wyrwie jest Zuzanna, która z początku wydaje się nieco nieporadna
i w ogóle nie przypomina charakternej Kingi z Prokuratora. Jednak
później zmieni się całkowicie i pokaże pazurki. Jest też
Daniel, brat Radka, który sporo namiesza w książce, jednak nie
zdradzę nic więcej.
I
tym razem jestem usatysfakcjonowana z lektury. Autorka potrafi zagrać
czytelnikowi na emocjach, jak również potrafi w doskonały sposób
sterować całą akcją. Z początku jest wolno, i tak sobie, ale z
każdą kolejną stroną tempo wzrasta. Bo tak naprawdę najbardziej
dynamiczna część książki umiejscowiona jest w jej drugiej
połowie – podobnie było w „Prokuratorze”. W tej książce
wątek kryminalny wychodzi przed romantyczny, co jest bardzo dobrym
posunięciem ze strony autorki. Wątek ten zazębia się ze sprawą,
która miała miejsce w Prokuratorze i
wszystkie tropy nadal prowadzą do Szarego.
Podoba
mi się, że autorka niczego nie ubarwia, nie sprawia, że świat
dookoła staje się piękny i różowy. Nie! Przedstawia otoczenie w
sposób bardzo realny, co prawda znajdą się niektóre fragmenty,
które bardziej przypominają akcję z filmu o Jamesie Bondzie,
aniżeli wyrwane z prawdziwego życia, ale mnie to w zupełności nie
przeszkadzało. Świst porusza też temat przekupstwa i zastraszania,
przez to pokazuje, że każdy ma swój słaby punkt i z łatwością
można nim sterować.
Po
lekturze Komisarza mogę napisać, że Paulina Świst staje
się jedną z moich ulubionych polskich pisarek. Po jej książki
będę sięgać w ciemno i mam nadzieję, że nigdy się nie zawiodę.
Z niecierpliwością czekam na kolejną część (czyżby tym razem
było coś o żołnierzu?:] ), bo to bardzo prawdopodobne, że takowa
powstanie, ponieważ jeszcze nie rozwiązała się do końca sprawa
Szarego. Szczerze polecam, bo Komisarz to
lektura doskonała na jesienne wieczory – lekka,
pasjonująca, ubarwiona
humorem i trzymająca w
napięciu. Sama przeczytałam
ją bardzo szybko
i powiem szczerze, że było mi mało. Mogłabym od razu sięgnąć
po kontynuację. :)
Tytuł:
Komisarz
Autor:
Paulina Świst
Wydawnictwo:
Akurat
Premiera:
22.10.2017
Liczba
stron: 320
Gatunek:
Kryminał
Dziękuję
Wydawnictwu Akurat
za udostępnienie powieści do recenzji przedpremierowej:
***
Radek
popatrzył na mnie i uśmiechnął się z satysfakcją.
–
Mam nieodparte wrażenie, że bardziej podoba ci się to pierwsze. W
każdym razie przeleciałby ją i może nawet by się z nią ożenił,
gdyby była dobra i jeszcze umiała lepić pierogi.
–
Świnia.
–
Chrum. A potem, Zuzanno… zacząłby się nudzić. Jak mops. Bo ile
można wymyślać takie ckliwe odzywki? Zacząłby tęsknić za jakąś
mniej uduchowioną kaflarą, która zrobiłaby mu loda na parkingu
przed Auchan.
–
Którym? – zapytałam słodko.
–
Co którym?
–
Którym Auchan?
–
Nie wiem, niech będzie ten na Rybnickiej.
–
W aucie?
–
No, raczej… Chyba nie przed głównym wejściem? A czemu pytasz? –
Popatrzył na mnie z zaciekawieniem.
–
Zastanawiam się nad zrealizowaniem tej twojej fantazji.
–
Mówisz poważnie?
–
Nie. – Wyszłam, trzaskając drzwiami.
***
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz